SOŁTYSOWI UST KNEBLOWAĆ NIE WOLNO – JESZCZE RAZ O INICJATYWIE OBYWATELSKIEJ „SOŁECTWO NOWYCH MOŻLIWOŚCI”
Przemysław Chrzanowski: W kontekście inicjatywy obywatelskiej „Sołectwo nowych możliwości” dużo się mówi o konieczności wprowadzenia osobowości prawnej sołectw. Dlaczego to takie ważne?
Jacek Piwowarski, sołtys Wiązownicy Kolonii: – Kluczowe jest to, że sołtys będzie mógł stać się podmiotem prawnym. Chodzi oczywiście o możliwość pozyskiwania środków zewnętrznych, o samodzielne uczestnictwo w mniej lub bardziej intratnych projektach, rozwijających nasze sołectwa. Możemy mieć własną odrębność, konto, na które potencjalny ofiarodawca będzie mógł oficjalnie przekazać nam jakieś środki. Dysponujemy mieniem, które może służyć celom komercyjnym. Z funduszu sołeckiego zakupiliśmy na przykład namioty i ławki. Oczywiście ma to służyć mieszkańcom wsi, ale zdarzyło się, że ktoś chciał wypożyczyć tenże sprzęt na niewielkie przyjęcie weselne. Możemy to zrobić, ale trudno w tej sytuacji ustalać jakiś cennik. W naszym przypadku możliwe jest wpłacenie darowizny na stowarzyszenie Dolina Kacanki, skąd możemy przekazać środki na cele sołeckie. Nie chciałbym, żeby ktokolwiek dawał mi do ręki jakieś pieniądze. To jest wieś, a na wsi zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie insynuował, że sołtys czerpie nielegalne profity. Tutaj liczy się jasność i przejrzystość, co z pewnością może zagwarantować posiadanie sołeckiego konta.
Proponowana ustawa ma umocnić pozycję sołtysa. Czy to konieczne?
– Byłem kiedyś w Zakładzie Energetycznym. Chciałem się dowiedzieć, jakie maja plany związane z wymianą transformatora w mojej okolicy oraz planów budowy oświetlenia ulicznego. Pomyślałem, że skoro jestem sołtysem, to moja dociekliwość w tym temacie jest uzasadniona. Tymczasem pan dyrektor rejonu energetycznego powiedział mi, że ja nie jestem dla niego żadną stroną. Że ja, to co najwyżej na wsi swojej mogę sobie porządzić, a do niego to niech burmistrz przyjdzie. I trzeba powiedzieć, że człowiek poniekąd miał rację, sołtys jest zaledwie jednostką pomocniczą wójta czy burmistrza, a nie formalnym reprezentantem wsi. Poczułem się wówczas niezbyt komfortowo, okazało się, że ja – sołtys tak naprawdę niewiele mogę, że nie jestem partnerem do rozmowy.
Silny sołtys to czasem zagrożenie dla wójta, który może upatrywać w nim swego konkurenta. Czy nowe zapisy idą w parze z oczekiwaniami samorządowców?
– Gdy 6 lat temu zostałem sołtysem ówczesny burmistrz wnikliwie przyglądał się moim poczynaniom i w pewnym momencie zaprosił na rozmowę. Jasno zakomunikował, że jeśli tylko zauważy, że moje działania mają ukrytą intencję promowania własnej osoby, to wtedy nie będzie taki chętny do każdorazowej współpracy. Niestety to bolączka większości władz samorządowych, które zamiast cieszyć się aktywnymi mieszkańcami, to wietrzą wszędzie potencjalną konkurencje dla siebie.
Sołtysi zapraszani są na sesje rady gminy. Bywa jednak, że ich głos w samorządowej dyskusji nie jest brany pod uwagę. To mit, czy realna rzeczywistość?
– Miałem kiedyś taka sytuację, że zadecydowano o zabraniu z naszej wsi lokalu wyborczego. Nie miałem wówczas doświadczenia i nie złożyłem zawiadomienia do komisarza wyborczego. Napisałem natomiast pismo do burmistrza i do przewodniczącego rady. Nie otrzymałem od nich żadnej odpowiedzi w ustawowym terminie. Kiedy na sesji podjąłem temat, obaj nabrali wody w usta, a ja zaproponowałem, że ten list przeczytam, by o naszym problemie dowiedzieli się wszyscy radni. Przewodniczący kategorycznie odmówił i… zarządził głosowanie nad tym, czy mogę to przeczytać. A że większość radnych wywodziła się z ugrupowania przewodniczącego, zwyczajnie zakneblowano mi usta. I to wszystko w wolnych wnioskach… Paranoja. Sprawę oczywiście upubliczniłem na swoim blogu, więc i tak ujrzała światło dzienne.
W wielu gminach sołtysi mogą zabierać głos właśnie tylko podczas tzw. wolnych wniosków. Tymczasem wiele spraw, dotyczących ich sołectw jest omawianych we wcześniejszych punktach posiedzenia. I akurat wtedy sołtys musi siedzieć cicho. Nie ma zatem żadnego wpływu na radnych, nie może wnieść swojej argumentacji. Odezwać się może, kiedy jest już po głosowaniu, kiedy na wszystko jest już za późno. Dochodzi potem do kuriozalnych sytuacji w starciu z mieszkańcami. Pytają: „A co zrobiłeś w tej sprawie?” A ja na to: „Kiedy była już musztarda po obiedzie, wyraziłem swoją opinię. Dziękuję.” I tyle dzisiaj sołtys może.
Fundusz sołecki, w myśl nowych zapisów, ma być obligatoryjny. To dobra zmiana?
– Oczywiście, ponieważ znam wiele takich środowisk, które spotykają się z oporem materii i nie są w stanie wywalczyć funduszu. Każdy kij ma jednak dwa końce, są bowiem takie sołectwa, które nie są zainteresowane działaniami oddolnymi. Trzeba by organizować zebrania, chodzić za wszystkimi sprawami, interesować się w gminie tym, co z funduszem związane. A gminie w to graj, bo ma święty spokój. Nawiasem mówiąc przydałyby się uproszenia w obsłudze funduszu sołeckiego. Księgowe w urzędach naprawdę mają, co robić. My im zanosimy faktury na 3 tys. zł, a one muszą uruchomić procedury, jakie stosuje się przy zakupach za 3 miliony.
W przygotowanej ustawie wspomina się o wynagrodzeniu dla sołtysa. Ile warte jest jego zaangażowanie?
– To trudno przełożyć na pieniądze. Uważam jednak, że nie może to być wygórowana kwota. Moja dieta to obecnie 250 zł. Kiedy ludzie słyszą ile sołtys ma na rok, to zgodnie twierdzą, że to mało jak na robotę, którą się wykonuje. Paradoksalnie ma to wpływ na relacje z mieszkańcami, którzy dzisiaj reagują na apel sołtysa i biorą udział w rozmaitych akcjach, Gdyby jednak dieta wzrosła jutro do, powiedzmy, tysiąca złotych, nikt palcem by nie ruszył. Każdy powiedziałby, że skoro sołtys tyle bierze, to nich sam zasuwa. Obawiam się też, że dla wielu antyspołeczników byłby to argument, by startować w wyborach na sołtysów. Byłby to zwyczajny skok na kasę. Tymczasem nam potrzeba na wsi aktywnych liderów, a nie interesownych nygusów.
***
Trwa zbiórka podpisów na rzecz inicjatywy ustawodawczej pn. „Sołectwo Nowych Możliwości”. Jej projekt przygotowany został przez grupę posłów skupionych wokół Ryszarda Wilczyńskiego, prekursora metody oddolnego budowania i wdrażania strategii rozwoju lokalnego zwanych „odnową wsi”.
Żeby projekt uzyskał bieg, musimy zebrać 100.000 podpisów. Cała trudność polega na tym, że zebrane podpisy nie mogą być dostarczone później niż 3 miesiące od daty postanowienia Marszałka Sejmu, czyli do połowy listopada.
Wspieramy projekt, który w ocenie liderów wsi – realnie, a nie pozornie – daje sołectwom nowe możliwości i wzmacnia je ustrojowo, który uzyskał poparcie Zarządu Głównego Krajowego Stowarzyszenia Sołtysów.