Dzieciaki w poszukiwaniu skarbu

Dzieciństwo na wsi jest aksamitne jak mleko, prosto od gospodarza. Ma kolor żółty – jak żółtko od szczęśliwej kury, z wybiegu, jak słońce. Ma smak truskawki, takiej prosto z krzaczka, czereśni, jeszcze „zielonej” czarnej porzeczki, agrestu, może nawet rabarbaru. A potem te nici między zębami albo piach… Trochę szczypie, jak woda utleniona, lana bezpośrednio na ranę, po kolejnym „wypadku” na rowerze. Macie na swoich ciałach blizny sprzed lat? Zdobyte właśnie podczas dziecięcych zabaw? Ja mam. Szlaka z ul. Prostej, zanim jeszcze była tam droga asfaltowa, zostanie na moim kolanie na zawsze.

W naszym dzieciństwie było jeszcze trochę więcej „spontanu” i dzikości. Takiego czasem durnego nieokrzesania. Ale lato na wsi? Ideał. Rzucone w biegu (niczym rowerem): „Mamo, będę u Kamila/Agnieszki/we Flaczkowych gojach!”, a ona tylko odpowiadała „Tak, żebyś nie wróciła po cimoku!”

Jabłka, oczywiście ze złodziejki, wystarczyło tylko trochę potrzeć o ubrania. Zawsze ktoś zwinął z domu jakiś sok, czy kompot (z czasem – nie ma się co oszukiwać, domowe wino). I na wieś.

I nie chcę tu brzmieć, jak jakaś stara starowinka, która powtarza „Za naszych czasów było lepiej…” ale z pewnością było inaczej. Może i nie mieliśmy tylu gier na komputerze, ale jak zaczynaliśmy grać w podchody, to wiedziała o tym cała wieś.

By pokazać współczesnemu pokoleniu, jak to było dawno temu, postanowiliśmy zorganizować dla dzieci grę terenową.

Zaczęliśmy późno i wróciliśmy „po cimoku”. Spoceni, umorusani, absolutnie zadowoleni i szczęśliwi.

W świetlicy podzieliliśmy się na dwie grupy. Jedna miała trasę wyznaczoną na ul. Rycerską, druga na Górniczą. W każdej grupie 8 dzieci i 3 opiekunów. Latarki, odblaski. Kolejne zadania. Była gra w kapsle, były zagadki matematyczne. Było nadawanie sygnałów świetlnych. Zbieranie tajemniczych kopert, które miały pomóc w otwarciu skarbu. Dwie godziny biegania po wsi i nikt nie narzekał, że nogi bolą, że nudno, że „chodźmy już do domu”.

Dzieciaki były zachwycone. Już mają plany na podchody w przyszłym roku. Przeżywały jeszcze po powrocie do domu. A jedyna dziewczynka, Laurka – z uśmiechem od ucha do ucha uznała, że w zbytkowskiej świetlicy zawsze jest najlepiej.

Zatem, czy letnie podchody wejdą na stałe w kalendarz działań świetlicowych? Obok Halloween i noworocznego kolędowania – pewnie tak. Sprawdzimy za rok.

Podziękowania dla:
Dawida, za opracowanie całej gry
Pani Ali ze świetlicy, za organizację 

Ali, Asi, Krzyśka i Romana, za opiekę
Małgosi, za skrzynię
sołtysa, za „sypnięcie hajsem” na skarb.

Paulina Wawrzyczek

Ps. „Pani Paulino, a w przyszłym roku moglibyśmy zrobić podchody w lesie!” 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *