Miałam niespełna 30 lat, gdy zaczęłam pracować w świetlicy środowiskowej w Zbytkowie, a dziś mam 60 i przed oczami widzę dwa pokolenia Zbytkowian, które wychowały się w tej piwnicy, pod przedszkolem, przy tym bilardzie, przy herbacie i gofrach, kartach do UNO i SuperFarmerze.
Gdyby nie upór i motywacja wielu osób, w tym ś.p pana Józefa Sikory, nie powstałaby ta świetlica, ani każda kolejna, bo to właśnie zbytkowska placówka była tą pierwszą.
Zawsze byłam zwolenniczką pedagogiki miłości, opieki, cierpliwości i ciepła. Bo dzieciństwo ma się tylko jedno, a każdy smak, każda przygoda wtedy smakuje najlepiej.
Zajęcia teatralne, bębniarskie, taneczne, wyjazdy do kina, na basen, wycieczki, spacery, pieczenie ciasteczek przed Bożym Narodzeniem. Mijały dni, miesiące, lata. Mijały dekady.
Mam kilka takich kroków milowych, spośród tych ponad 30 lat pracy w świetlicy, które zapamiętam do końca życia. Wspólny remont, który robiliśmy tu razem, malując to pomieszczenie na niebiesko i żółto. Wasze zdarte kolana, które zawsze rozpoczynały wakacje. Wasze egzaminy i matury: Jak Ci poszło? Pani Alu, najważniejsze, żebyśmy byli zdrowi! Tysiące litrów kawy, setki rozmów, troski mniejsze i większe, trochę płaczu, trochę strachu. „Dzwoniliście mi zaś w nocy na domofon?!” – buczałam na moich chłopaków, dziś już odpowiedzialnych mężów i ojców, gdy wracali nad ranem z dyskoteki. „Pani Alu, bo my chcieliśmy dać znać, że już zaraz wrócimy do domów”. „Pani Alu, poznałem kogoś, to jest ta”, a potem pierwszy maluch, którego furtowaliśmy na stole do bilarda serkami, a chwile później bawiliśmy się na jego osiemnastce. Tych osiemnastek, ślubów, delegacji było ogrom. Przyszło mi także pożegnać dwie moje wychowanki i wiem, że pewnie dziś stałyby tu między Wami.
Wielu z Was przestało być wyłącznie moimi wychowankami, a stało się przyjaciółmi na zawsze. Jestem dumna z tych przyjaźni, z tych wspólnych chwil.
Miałam fantastyczny zespół w pracy i nigdy nic między nami nie stawało, co jest również bardzo ważne, by wiedzieć, że masz wsparcie za sobą. Chociaż muszę przyznać, że fantastycznie pracowało mi się, gdy Paulina pracowała w świetlicy w Pruchnej, bo to wtedy nie były „jej dziecka” i „moje dziecka”, a „nasze”. Dzięki Bodzio, że byłeś tak dobrym dla mnie szefem. Miałam ogromne szczęście, że tak wiele osób mnie wspierało w pracy: moja rodzina, moi bliscy, a naprzeciwko miałam moją przyjaciółkę, z która zawsze się zawodowo i nie tylko wspierałyśmy od dzieciństwa.
Dziękuję Wam za te wszystkie lata i za Waszą obecność tu dziś. Wiem, że najlepsze dopiero przede mną.
Kochana Izo, bardzo życzę Ci, żebyś była tu tak samo szczęśliwa jak ja byłam.